Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi emonika z miasteczka Kościerzyna . Mam przejechane 39920.29 kilometrów w tym 7385.39 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.05 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy emonika.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Rekordy

Dystans całkowity:303.28 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:12:00
Średnia prędkość:25.27 km/h
Maksymalna prędkość:49.00 km/h
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:303.28 km i 12h 00m
Więcej statystyk
  • DST 303.28km
  • Czas 12:00
  • VAVG 25.27km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt Moja "Lady"
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Zrobiłam to !!! Moje 300 km :)

Czwartek, 7 lipca 2011 · dodano: 08.07.2011 | Komentarze 39

...
A jednak – podjęłam to wyzwanie.
Wyruszyłam po czwartej rano – samotnie – na spotkanie z resztą ekipy w Przywidzu. Miałam do pokonania około 30 km. Trasa wiodła z góry, asfaltem – więc jechało się całkiem szybko. Nagle usłyszałam dziwny dźwięk... myślę sobie - nie to nie możliwe abym na 28 kilometrze złapała kapcia. Jade dalej, ale przeraźliwy dźwięk jest cały czas ze mną. Zsiadam z roweru i od razu widzę, że to koniec "wycieczki": dziura w oponie aż z niej świszczy i prycha ! No jasna cholera by to wzięła no ! Ale zaraz potem mówię do siebie – nie, to nie możliwe, musi być jakieś wyjście. Dzwonię do męża (a jest po piątej rano). Przyjechał, przywiózł opony (niestety race kingi 2.0) i wymienił te moje szosowe na te bez dziury. Pomknęłam dalej - z duszą na ramieniu – co mnie jeszcze dziś spotka.
W Przywidzu dołączam do kolegów Jacka, Łukasza i Michała. Od tej chwili jedziemy już razem non stop. Kierujemy się na Grabowo Kośc., potem Wlk. Klincz, St. Polaszki, Zblewo. Po drodze oczywiście odpoczywamy i nie zapominamy o foto.

Cała ekipa :) © emo


Nie wiem jakim cudem, ale coś mnie przejechało (chyba jestem naprawdę cyborgiem, skoro tego nie poczułam) :D

Coś mnie przejechało :P © emo


Ze Zblewa do Czarnej Wody, a potem do Lubichowa jedziemy więcej po szutrach i drogach leśnych niż po asfaltach. Mapy były istotnym elementem naszej podróży.

Narada :) :) © emo


W Lubichowie "prawdziwy obiad" foto u Michała:). Po ciepłym posiłku ruszamy w stronę Gniewu. Szczerze mówiąc już dawno pobiłam swój rekord życiowy – dojeżdżając do Gniewa miałam na liczniku 180 km – i o dziwo czułam się dobrze.

Zamek w Gniewie i my :) © emo

W tle zamek w Gniewie © emo


Robiąc zdjęcia nie miałam żadnego oparacia:

"podest" do którego o mało co nie wpadłam - za Gniewem © emo


Ale co tam – widoki świetne, humory dopisywały, pogoda również. Kolejny cel – to Pelplin. Właśnie tam (chyba jak już wyjechaliśmyz niego) miałam swój pierwszy i jedyny mały kryzys – miałam już w nogach nieco ponad 200km – traciłam prędkość, nie mogłam utrzymać koła. Jednak nie trwało to długo – udało mi się znaleźć w sobie te skrywane głęboko siły (nie wiedziałam, że takie coś mam) i znowu jechałam tempem kolegów.

Przerwa :) © emo


Dotarliśmy do Tczewa - przepiękny most, wspaniały widok – no i oczywiście jeszcze piękniejszy nasz dystans jaki już pokonaliśmy.

Tczew, Wisła i most :) © emo

Tczew :) © emo

Tczew i ja :) © emo

Most w Tczewie :) © emo

Ja :) ale nie wiem już sama który to kilometr © emo



Kolejna przerwa na jedzonko – kawę, sok i ciacho. Chociaż dla Lusziego nawet najkrótsza przerwa czy postój nie stanowiło problemu aby nie zanurkować w swoim plcaku i nie wyłowić znowu czegośdo jedzenia. Luszi jadł i jechał, jechał i jadł :) No i był w rewelacyjnej formie :)

Za Tczewem płasko - jak to na Żuławach. W końcu wjazd do Gdańska, ścieżkami przez miasto, Kościerską do Osowy. Tam pożegnałam kolegów.

i koniec :) było rewelacyjnie :) © emo


Na liczniku 297 km.... Dojechałam do Chwaszczyna i miałam nieco ponad 300 :)

Cóż mogę powiedzieć.... Nie wierzę do tej pory, że to zrobiłam. Nie wiem skąd miałam tyle siły. Ale nadziwniejsze wydaje się być to, że ja cały dzień czułam się bardzo dobrze. Nie bolało mnie nic za wiele, nawet tyłek po tylu km jakoś to zniósł – nogi dziś bolą – ale bywało gorzej.
Miałam wątpliwości, ogromne. Brałam pod uwagę, że odłączę od ekipy i pojadę swoim tempem.
Naprawdę nie wiem jakim cudem mi się to udało. Wróciłam do domu – sądziłam, że padnę i nie będę mogła się ruszyć i że dziś rano to już w ogóle nie wstanę. Ale nie – czułam i nadal czuję się świetnie :)

Wyrazy uznania kieruję do Jacka – który cały czas nadawał tempo i non stop prawie prowadził nas.
Luszi już na zawsze będzie mi się kojarzył z kolarzem, który wszędzie i w każdych warunkach da radę się najeść :) A Michał to niespotykane poczucie humoru - i podejrzewam, że specjalnie jechał w ogonie czasami – żebym nie czuła się wiecznie ostatnia :)

Gratuluję chłopaki !
I dziękuję, że ze mną wytrzymaliście !

No i sama sobie gratuluję – odwagi i siły (o której nie wiedziałam, że takowa istnieje).

Pobiłam swój rekord życiowy w km – ale największym moim sukcesem jest to, że udowodniłam sobie – że dla chcącego nic trudnego – może to powiedzenie jest nieco przerysowane – bo nie było przecież aż tak łatwo, ale nie było to nie możliwe.
Więc może czas zabrać się za coś innego... ważniejszego ?


Kościerzyna - Przywidz - Zblewo - Kaliska - Czarna Woda - Szlachta - Osieczna - Ocypel - Lubichowo - Bobowo - Morzeszczyn - Gniew - Pelplin - Subkowy - Tczew - Gdańsk - Chwaszczyno

Mapka - ale już nie nanosiłam moich zmian:


...