Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi emonika z miasteczka Kościerzyna . Mam przejechane 39920.29 kilometrów w tym 7385.39 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.05 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy emonika.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2012

Dystans całkowity:364.15 km (w terenie 135.58 km; 37.23%)
Czas w ruchu:04:45
Średnia prędkość:22.98 km/h
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:60.69 km i 2h 22m
Więcej statystyk
  • DST 74.00km
  • Sprzęt Moja "Lady"
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kościerzyna Gdańsk Chełm

Niedziela, 29 kwietnia 2012 · dodano: 02.05.2012 | Komentarze 2

...
Wyruszyłam dość późno, więc się nieco spieszyłam, aby zdążyć na start mojego syna na zawodach na gdańskim Chełmie.
Trasa moja wiodła przez Przywidz. Nie jechałam jeszcze nigdy tą drogą do Trójmiasta - generalnie chyba nawet lepiej niż krajową dwudziestką (choć w sumie wszystko zależy dokąd chce się trafić).
Dotarłam na miejsce kiedy Patryk był już na drugim okrążeniu...

Zawody Gdańsk Chełm 2012 © emo


Jechał z całych sił (tak mi się zdawało), a efekt tegoż wyścigu możecie zobaczyć poniżej :D

:D :D normlanie pękam z dumy :) © emo


Nie macie pojęcia jak bardzo się cieszyłam :)
Zanim ogłosili wyniki Patryk się dopytywał - na pewno jestem trzeci?, odpowiadam, że chyba tak (były duble więc trudno było się doliczyć mi), na co on: ee tam ważne że ukończyłem wyścig :)
--------

Wracać miałam też "na kołach", ale z przyczyn technicznych zawróciłam na PKP.
...




  • DST 26.00km
  • Sprzęt Moja "Lady"
  • Aktywność Jazda na rowerze

Poturbowany maluch

Sobota, 28 kwietnia 2012 · dodano: 02.05.2012 | Komentarze 3

...
Kilometry z kilku dni.
W sobotnie popołudnie pojechałam z synem i siostrzeńcem nad jezioro za miasto.
Wszystko ładnie pięknie, pogoda super, gorąco niesamowicie. Woda lodowata :D
Wracając.. stało się coś co na szczęście skończyło się w miarę dobrze. Mały (czterolatek) jechał przodem, obok niego szła jego mama. Patryk i ja zostaliśmy na brzegu jeszcze. Nagle ktoś krzyczy: "wjechali w dziecko !" - matko święta ! W ułamku sekundy byłam obok Robercika - mały poturbowany, brudny, zapłakany ze śladem opony na twarzy... masakra.. Wpadła na niego grupa młodych rowerzystów - dziewczyna "nie mogła zahamować" kuuurnaaaa
Finał taki, że nic się nie stało poważnego - o dziwo po takim "poważnym wypadku" Robert wsiadł po kilkudziesięciu minutach ponownie na rower i pośmigał do domu - choć nieco bardziej ostrożnie :)

J.Gałęźne sprawdzamy temperaturę :D © emo

...




  • DST 140.00km
  • Teren 100.00km
  • Sprzęt Moja "Lady"
  • Aktywność Jazda na rowerze

Harpagan 43 Czarna Woda

Wtorek, 24 kwietnia 2012 · dodano: 24.04.2012 | Komentarze 9


Nie ma co pisać za wiele. Było jak zwykle zajeb.... tzn fajnie było.
Wyjechałam w piątkowe popołudnie, piękna pogoda - iście wiosenna, słońce przygrzewało przez szyby MOJEGO NOWEGO GOLFA DWÓJKI = MNG2:D, ptaki śpiewały przepięknie (tzn ja ich nie słyszałam jadąc moim nowym golfem „dwójkom”, ale śpiewały – zapewniam Was), wiaterek lekko smyrał boczne lustereczka, które chybotały się lekkuchno. Nie zapodałam se żadnej muzy bo jakieś debile włamały się do MNG2 po 9 godzinach od zakupu i zapierdo.... tzn ukradli radio i półkę tylną z głośnikami, ale co tam – odpoczywałam zerkając we wsteczne lusterko na moją Lady rozłożyście rozłożoną na tyłach MNG2 :D

Nom.

Więc, dojechałam do BAZY, zaparkowałam, udałam się w kierunku sali gimnastycznej pozabierawszy ze sobą śpiwór i karimatę coby se znaleźć dobre legowisko. Znalazłam – a jakże – znów na antresoli (potem się okazało że to zbawienne bo mnie szczury nie dopadły przynajmniej). „Pozjechali” się znajomi i znajome, zrobiłam „rozeznanie”terenu (do stołówki trza było iść poprzez dwór (brrr). Po rozeznaniu swoich bagaży okazało się, że do śniadania nazajutrz to ja nie byłam przygotowana nic a nic... hm. Ale przecież Harpagan to jedna wielka rodzina :) i się łyżka znalazła :P

Rano.... kuźwa jakoś tak nieco chaotycznie było, zero stresu czy cóś. Mało co nie spóźniłam się na start. W przechowalni rowerów nadano mi numer: „o Pani 667 przyszła!” - przy okazji pozdrawiam całe grono Wolontariuszy z tego zimnego namiotu ;)
Dobra – więc tak, rano spotkałam Asię i Marcina – na boisko wpadłam jako ostatnia chyba, dorwałam mapę i zamiast OBMYŚLAĆ trasę, zwinęłam mapę i poszłam ich szukać. Po udanych poszukiwaniach stwierdziliśmy, że pośmigamy razem (przynajmniej początek trasy).
PK11 cel number łan, szybko łatwo i przyjemnie, wracamy tą samą trasą kierując się na PK17. Na rozstaju dróg (noooo jak to brzmi :D), tuż za Cieciorką dochodzą mnie głosy: „tam jest Monika” - zerkam - mija nas trzech rowerzystów, ni cholery nie jestem w stanie dojrzeć któż to mógł być. Zatem – jademy dalej. Zaczyna padać, lać w sumie. Fak ! No kurna jego mać – nigdy jeszcze nie jechałam w deszczu na Harpaganie. Przecinamy krajówkę na wysokości Bytoni i szybko lokalizujemy PK 17. Później PK9 – fajne miejsce przy jeziorze między Iwicznem a Czarnym. Między PK9 a PK15 przekraczamy Wdę (mostem mostem oczywista oczywistość – ja tam nie wiem gdzie inni się szlajali.... a …. to nie tu tylko przy PK14 chyba). No a na te czternastkę to „jechalim” przecinkami - całkiem przyzwoite nawet no no. Ale, ale za PK14 to już mi nie było wesoło. Piach, piaseczek, piasek – kuźwa no ! Non stop. Noooo i nawigowałam na PK16 – zostałyśmy we dwie z Aśką. Po drodze spotkałam kolegę z Białymi Oponami na zajefajnym „Specjalu” (teraz już wiem kogo :P) ChrisEm'a. Po krótkiej wymianie zdań (oczywiście chrisEM mnie znał – ja jego nie), każdy śmiga swoim tempem. Moja nawigacja nieco zawiodła i owszem trafiłyśmy na szosę, tyle że nie tam gdzie trzeba. Skutkiem tego było łażenie po żeremi bobrowej, dość szerokiej, Bóg mi świadkiem, że jeśli bym trafiła na coś takiego na samotnym rajdzie za chiny ruskie nie wlazłabym na to, nie wspominając o pokonaniu całej szerokości.
Dotarłszy w końcu z mokrymi stopami na szesnastkę, zostawiam Aśkę i zapierniczam na szóstkę (choć w zamyśle wpierw był PK10). Licznik mi nie działa, nie wiem jakim cudem ja trafiałam na te punkty, potem celowałam już na dwunastkę, ale mnie wzięło jakoś tak na Fojutowo i zawróciłam z trasy, PK18 zaliczone w pięknym stylu :P Chcecie zobaczyć ?
Proszę:

&context=C4b36f2bADvjVQa1PpcFNaltzpSjdSQ71SEFF9eC-TJ8J-Sq71h-w=

No i kogo spotykam kiedy już wracam z PK18?? No ? Kogo? Kolegę z Białymi Oponami :D ChrisEM śmiga na PK12, ja odpuszczam bo mam stracha, że nie zdążę na metę. Wystrzelił jak z procy - o dziwo nie prosto przecinając krajówkę, tylko szosą w stronę Czerska – czyli tam którędy ja planowałam swój spokojny powrót do bazy. No to se kręcę tą szosą i stwierdzam, że istotnie Chris wystrzelił jak z procy – ale ja go doganiam :) Ooooo jak miło. Kiedy jednak kolega z Białymi Oponami zjeżdża z szosy na te wstrętną, piaszczystą drogę – uznaję, że nie ma takiej siły coby mnie zmusiła abym i ja tam skręciła. No cóż – ale kiedy dotarłam do miejsca, w którym musiałabym opuścić ten piękny, gładki asfalt i kiedy zobaczyłam Jego sylwetkę na horyzoncie (kuuuużwa jak to brzmi :D), to pomyślałam: kto nie ryzykuje ten nic nie ma. I śmignęłam za nim. W Dębkach już jechaliśmy równym tempem.
Nie żałuję, że zjechałam z tego asfaltu wtedy. Trafiliśmy razem na PK12, potem przez Będźmierowice i Łąg prosto do Czarnej Wody, do Bazy – godzinę przed czasem. Nie zaliczyłabym dwunastki jadąc sama.
Dzięki :)

Oddałam rower do przechowalni (ooooo Pani 667 przyszła!), poszłam wziąć prysznic (lodowaty rzecz jasna), ale spotkałam tam Gośkę i podczas konwersacji jakoś zniosłam te niskie temperatury. I co zrobiłam potem ..?
Zasnęłam.
Oczywiście.
Spałam może 2h, może więcej. W końcu z wielkim trudem wstałam, spakowałam się, zaniosłam rzeczy do MNG2, odebrałam rower z przechowalni (już nikt nic nie mówił, ani ja nie musiałam mówić tylko mój rower wyprowadzono ze „stajni”), zapakowałam wszystko, odpaliłam i... (chciałoby się powiedzieć: udałam się na wielki zlot golfiarzy do Borska buahahahahahahahah) pojechałam w ciemną noc, przez Kaliska i Cieciorkę do domu.

Harpagan 43 – miał być moim sprawdzianem. Ale nie był.
Może jesienią. A może już 19 maja...

Nie żałuję ani minuty podczas minionego weekendu, żałuję tylko, że czas nie jest dla nas tak łaskawy i tam gdzie jest nam dobrze mija on o wiele za szybko.

Dziękuję rowerzyście co mi pomógł na żeremi bobrowej i dziękuję Ci ChrisEm za PK12 :)


Harp 43 © emo


Harpagan 43 czarna woda © emo


Lady na Harpie © emo


Harpagan 43 meta © emo


Kategoria RnO, Zawody


  • DST 35.58km
  • Teren 35.58km
  • Czas 01:40
  • VAVG 21.35km/h
  • Sprzęt Moja "Lady"
  • Aktywność Jazda na rowerze

A dziś tak...

Niedziela, 15 kwietnia 2012 · dodano: 15.04.2012 | Komentarze 11

...
Miałam dziś pośmigać na szosie, zrobić kolejne minimum 70km. Ale pojechałam w teren, aby być w sumie blisko domu (tak, żeby szybko wrócić do dzieci - jakby co).
I wyszło z tego, że lepiej iż tak właśnie się stało - mój organizm odmówił dziś współpracy - czułam i nadal się czuję się fatalnie. Jakieś kłucia za mostkiem i inne jakieś bzdety - nawet lekki wysiłek powodował ból. Dziwne.
Powolutku wróciłam do domu.
... za tydzień harpagan. Doprawdy nie wiem jak ja tam "wystąpię" :P

a to tak..




&feature=related

...




  • DST 15.00km
  • Sprzęt Moja "Lady"
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jadnak nieco jeździłam w tym kwietniu

Sobota, 14 kwietnia 2012 · dodano: 14.04.2012 | Komentarze 2

...
.. ale nie pamiętam dni.
Były to krótkie wypady " do miasta" po coś bardzo pilnego z pewnością.


uuuwielbiaaaaaaaaaammmmmmmmmmmmmmmmmmm Gianni :D:D:D:D:D:D

&feature=g-all-bul&context=G2c54f03FAAAAAAAABAA

...




  • DST 73.57km
  • Czas 03:05
  • VAVG 23.86km/h
  • Sprzęt Moja "Lady"
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dwa tygodnie bez roweru

Sobota, 14 kwietnia 2012 · dodano: 14.04.2012 | Komentarze 5

...
Miałam nie jechać – ale że dzieci w szkole (tak wiem – dziś sobota – jednak oni tyle "odrabiają", że będą mieć dwutygodniowy weekend majowy kuźwa mać), to pojechałam. Dziś w stronę Bytowa, raczej właściwie do samego Bytowa – czego na początku wcale nie planowałam. Musiałam wrócić przed 12.00 - oczywiście nie zdążyłam i moje kochane dziecko ... eee nie, po kolei.

Odwiozłam chłopaków do szkoły, wróciłam do domu, śniadanie i jazda.
Niby słonecznie, ale jakoś tak zdechło to słońce świeciło, ważne że nie padało. Jadnak marzłam podczas jazdy, im bliżej Bytowa tym słońca mniej. Czułam że mam bardzo zmarznięte palce u stóp. Na szczęście kiedy już wjechałam do miasta –
wyjrzało słońce i zrobiło się cieplej. Mimo iż bywam tu kilka razy w roku jakoś nigdy nie natrafiłam na to miejsce:

Fontanna Bytów © emo


i znów ta sama fontanna © emo


Być może dopiero co ją zbudowano. Pokręciłam się nieco po mieście – chciałam coś zjeść, ale moja pizzeria którą tam znam była nieczynna. Więc obrałam kierunek powrotny, mimo że musiałam wjechać na spore wzniesienie szło lekko – bo z wiatrem :)

Aaaa no i jeszcze zamek:

Zamek w Bytowie © emo


W sumie nigdy nie byłam tam w środku w nim. Może czas siętam wybrać?

Tak naprawdę to rano cholernie nie chciało mi się wstać. Jak jużwstałam i zawiozłam dzieciaki - to miałam ochotę wskoczyć znowu do łóżka i zasnąć. A to dlatego, że w nocy zamiast spać prowadziłam konwersację o życiu. Potem przysnęłam, ale obudziwszy się - niewiedzieć czemu ponownie wciągnęły mnie nocne rozmowy.
Tak więc dzisiejszy poranek był baaaaaaaaaaaardzo ciężki dla mnie. Nogi jakoś nie chciały kręcić, ani zapału żadnego w sobie nie miałam ani nic. Podejrzewam, że gdyby nie fakt iż za tydzień jest harpagan – nie pojechałabym dziś wcale. Rozkręciłam się po dwudziestym kilometrze – czy li w sumie tak jak zwykle :)

No na sam koniec dzisiejszej "przejażdżki" musiałam wjechać na Kamienną Górę, poczym wjechałam na polną już drogę i śmigałam w dół. A na dole wypatrywał mnie przez lornetkę mój młodszy syn – fajne powitanie :)

Wróciłam w sumie nawet, że tak powiem – wypoczęta :P

Chciałabym móc – pojeździć jutro też. Bo za tydzień..... to będzie płacz i zgrzytanie zębów.

...