Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi emonika z miasteczka Kościerzyna . Mam przejechane 39920.29 kilometrów w tym 7385.39 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.05 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy emonika.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Różności

Dystans całkowity:24.69 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:02:26
Średnia prędkość:10.15 km/h
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:12.35 km i 1h 13m
Więcej statystyk

Wyprawa Podlasie 2017 - podsumowanie ???

Niedziela, 30 lipca 2017 · dodano: 16.08.2017 | Komentarze 4

___________________________

Wyprawka rozpoczęła się 21 lipca 2017 roku - w pociągu relacji Kościerzyna Gdynia, dalej: Gdynia Białystok. Pierwsze co się stało  - to wzrost mojego ciśnienia milion razy ponad normę, jeszcze zanim pociąg ruszył z KS. Wszechwiedząca Pani "Kierwowniczka"  Pociągu, kazała mi rozpakować rzeczy z  rowerów i je powiesić, mimo, że wagon był pusty. Nie byłabym sobą gdybym nie komentowała tego - dopierd.......lając bardzo dyplomatycznie przez  pół drogi. W końcu przylazła sprawdzić czy mam bilet (!), legitymację syna oglądała przez lupę ! Czy aby jest ważna. No żenada. Potem zaczęła mi się tłumaczyć dlaczego tak "zarządziła" a nie inaczej. Powiedziałam Pani "Kierwownik" - że odrobina życzliwości jeszcze nikogo na tym świecie nie zabiła i że nie chcę z nią gadać. Poszła sobie czerwona jak burak.

Nie pisałabym o tym  w ten sposób - ale jak sobie teraz przypomnę kolejne przygody rowerowo-pociągowe, to naprawdę mam wątpliwości - gdzie tu leży prawda, gdzie prawo, gdzie gnębienie rowerzystów, a gdzie wyciąganie konsekwencji i przestrzeganie prawa - przez obie strony. Bo to co się działo w przedziale rowerowym Gdynia-Białystok, to naprawdę można zwątpić i mieć wyebane na "przepisy" i regulaminy - skoro jego łamania nie widzi kierownik pociągu. Młodzież (bez rowerów) zrobiła sobie imprezę w przedziale rowerowym. Piwo, wrzaski, kurwowanie etc. Bałam się, że zaraz nasze rzeczy wylecą przez okno. I co ? I jakoś nie widziałam przez dobre dwie godziny nikogo z obsługi pociągu. A zanim wspomniana młodzież się pojawiła, to latał Pan Konduktor w te o wewte jak kot z pęcherzem. I już nikomu nic nie przeszkadzało nagle ?
Kolejna sprawa dot. rowerów i pociągu - byłam zmuszona dojechać do Augustowa z Łap. I nagle się okazuje, że otrzymuję bilet na pociąg relacji Łapy-Białystok, i potem bez problemu Białystok-Augustów - mimo, że nie ma "miejsc przewidzianych na rowery", a w drugim przypadku miejsca są, ale Pani Konduktor z uśmiechem mówi, że mam się ulokować tam gdzie chcę. Można? Można. Jak się ma w sobie trochę dobra w sercu.

Tak sobie teraz myślę, że od samego początku wszystkie znaki na niebie mówiły mi " nie jedź" - zamówiłam namiot - to mi przysłali sypialnię z jednego modelu, a tropik z drugiego modelu. Za dwa dni wyjazd. Kupiłam namiot w decathlonie. W Gdyni nie zdążyłam kupić śpiworu. W Białymstoku pierwsze km i pęka mi but spd w poprzek. Potem nie mam spania normalnego, tylko ta wiata nad Narwią i przeboje w nocy. Po trzech -  czterech dniach rozwala się mocowanie bagażnika, potem jakieś zwierze wpierdziela mi jedzenie w nocy,  po czterech -  pięciu dniach rozszczelnia mi się butla gazowa....

Ale powiem Wam jedno - było tak pięknie jak nigdy wcześniej !!!

Odkrywałam Supraśl, Krynki i Kruszyniany, i Białowieżę -  byłam, widziałam, dojechałam tam gdzie chciałam. Dzięki informacjom od kolegów i koleżanek z forum, pozyskałam bardzo cenne wskazówki, bardzo przydatne. Dziękuję :)

Mój syn w tym roku jakimś cudem mnie przerósł i nie byłam już pierwsza zawsze. Jechało nam się naprawdę bardzo przyjemnie, a poczucie humoru towarzyszące nam uratowało nas nie raz. :) Najtrudniejsze momenty mocno nas do siebie zbliżały. Wiedziałam, że mogę nie niego liczyć, ufałam. A Patryk tak samo - wiedział, że nawet jak będzie źle - ja zrobię tak, aby było nam najlepiej.
Zobaczyliśmy przepięknie położone domy w Zubrach, widzieliśmy wioski  i ludzi, gdzie syn się dziwił, że można tak żyć (mamusiu, a dlaczego oni siedzą na ławkach przed płotem domu?) - powiedziałam, że to taki lokalny internet z monitoringiem razem wzięty. Uśmiechnął się i zrozumiał moją " dyplomatyczną" odpowiedź. Bardzo pochłonęła go opowieść Dżemilla o Tatarach, z ciekawością oglądał każdy element w tatarskiej jurcie, przeżywał naszego "pseudo dzikusa" w Narwii.
Przebywanie ze sobą 24h, spotykanie nowych ludzi, rozmowy z lokalsami pod sklepami, naprawianie w ulewie sprzętu, wpadnie po uda do błotnistej kałuży, wyciąganie mnie z niej, przygotowywanie posiłku w lesie, zwiedzanie, poznawanie, wspólne rozmowy, i milczenie wspólne - to jest coś, coś czego nie doświadczy wielu rówieśników Patryka.
Nie wiem jak Wy odbieracie swoje wyjazdy z dziećmi, ale ja cieszę się w sercu, że mam takiego mojego "małego" syna, co lubi takie szwendanie się. I cieszy mnie równie mocno, że stacjonarnie - ale jednak - spędziłam kilka dni urlopu nawet z siedemnastoletnim synem Sebastianem, który dołączył do nas po ośmiu dniach. To był najpiękniejszy urlop !!!

Mały zapytał: Mamusiu, a za rok jedziemy do Gruzji?


yyyyyyyyyyyyyyyv

;)

A to zdjęcia z tych dni :)


A to Giżycko :)
Mam ich !!!
Mam ich !!! © emonika









Podsumowanie Mazury Podlasie 2016

Sobota, 30 lipca 2016 · dodano: 05.08.2016 | Komentarze 10

...
10 dni jazdy na rowerze, 14 dni poza domem, 734.22 km

Tak jak wspominałam - dziś wiem, że dla mojego syna te 14 dni to chyba za wiele, ale być może to wynikało z tego, że pod koniec nieco mi się rozchorował. Wiem też, że lepiej trzymać się opracowanej trasy niż zmieniać wszystko (tak jak pierwszego dnia się stało). Przez tę decyzję nie pojechaliśmy do Bani Mazurskich ani Rapy, a jechaliśmy jakimiś g... nymi drogami pokonując mniej więcej ten sam dystans do Gołdapi. Szczerze mówiąc miałam serdecznie dość tej wyprawy już po kilku godzinach jej trwania. Nic nie było tak jak zaplanowałam - wydaje mi się, że ktoś chciał mi "coś pokazać" - ale mu nie wyszło.
Obiecałam sobie, że kolejne dni naszej jazdy będą przebiegały zgodnie z planem (oczywiście odstępstwa nie są czymś złym - ale tylko przemyślane zmiany są dobre).
Wiedziałam, na co mogę liczyć i na ile ze strony syna, co do Marcina - był to nasz pierwszy taki wyjazd - chciałam abyśmy powiedzieli sobie - co i czego kto  oczekuje i "jak widzi" te dni wspólne - czy tylko rower i nabijanie km czy jednak wakacyjną jazdę na rowerze z zapamiętaniem fajnych miejsc i leżenie w trawie. Wydawało się, że wszystko jest jasne - nie było.
No cóż.
Wiem, że potrzebuję jechać gdzieś sama - nie dam rady wyskrobać 14 dni - ani nawet pięciu - ale może cztery... i wtedy pojadę sobie. :)

Podsumowując - było fajnie, mieliśmy trzy takie dwudniowe przerwy w Smolnikach, Osowcu i Kurowie. To pozwoliło nam odpocząć i nabrać sił na dalszą jazdę. Pogoda dopisywała pod każdym względem. Żałuję, że nie miałam włączone endomondo cały czas - oszczędzałam telefon - i wiem że powinnam mieć dwa power banki (mimo że jeden ma 10.000mAh) - wtedy byłabym spokojniejsza, że nie zabraknie nam energii. Cieszę się, że umiem uzupełnić kartusz gazem do zapalniczek i nie kosztuje to majątku - a działa lepiej i szybciej się woda gotuje. Brakowało mi "małego plecaka" na najpotrzebniejsze rzeczy przyczepionego na sakwy (z torby z kierownicy zrezygnowałam celowo przed wyjazdem). Dzienne dystanse po około 70 km były optymalne - nie trafialiśmy na nocleg późno - tylko popołudniem i mieliśmy czas na inne zajęcia niż tylko rower - a to tez nam w sumie chodziło.

Najcenniejszy dla mnie był czas spędzony z Patrykiem - tego nie zabierze nam nikt. Cieszę się, że chce ze mną jeszcze jeździć. :)

Tęsknię do takiego "przyjemnego chłodu wieczornego", siedzenia przed namiotem, słuchając ciszy..... ehhhhh


Mapka poglądowa naszej trasy. - taka mniej więcej.
Zdjęcia - jeszcze nie opracowane do końca ;)






Podsumowanie mojej pierwszej wyprawy

Poniedziałek, 20 lipca 2015 · dodano: 20.07.2015 | Komentarze 3

...
Nie było nas w domu 7 dni. Przez pięć dni jeździliśmy. Przejechałam z moim 11 letnim synem w tym czasie 368 km. Pogodę mieliśmy bardzo dobrą. Jedynie pierwszego dnia w Tleniu, wieczorem popadało 30 minut. Potem było już tylko lepiej.  Spaliśmy na polach namiotowych (10zł osobodoba), a dwie nocki u rodziny. Mój namiot to .. yyy no name :) Nie przeciekał podczas wspomnianych 30 minut deszczu, ale wiem, że muszę zakupić coś porządnego. Na trasie spotkałam tylko jednego sakwiarza w Swornegaciach - jechał z Bydgoszczy. Jadaliśmy zwykle to co sami przygotowaliśmy,  dwa razy poszliśmy do knajpy. Nie zakupiłam kuchenki takiej jak chciałam tylko taką Dało radę zagotować wodę - nic więcej nawet nie próbowałam na tym robić. Przed wyjazdem zakupiłam sakwy crosso 2x30 l i odpowiedni do tego bagażnik massload oraz worek wodoszczelny FN 30 l. I już wiem, że sakwy crosso to najlepsze co kupiłam w ostatnim czasie. Nie musiałam się martwić o nic, żadna woda, kurz, otarcia - nic. Wiozłam na swoim rowerze (author traction sport lady) te dwie pełne sakwy oraz plecak z "najpotrzebniejszymi rzeczami i jedzeniem", Patryk na swoim rowerku wiózł namiot (3os.ciężki), śpiwór, karimaty, zapięcie roweru i flagę Kaszub :)
Był to pierwszy mój taki wyjazd gdzie "cały potrzebny dobytek" miałam na rowerze. Pakując się odrzucałam co rusz coś. A jak się okazało zabrałam za dużo ciuchów.  3 pary spodenek kolarskich - wystarczyły jedne (bo udawało mi się dwa razy pranie zrobić). Zabrałam dwie pary spodenek zwykłych - a wystarczyły też jedne. Trzy koszulki rowerowe - używałam dwóch. Zabrałam też adidasy oprócz spd - lekkie niby ale użyłam ich tylko raz - chodziłam w klapkach. Miałam jeden t-shirt - generalnie wystarczyło. Do spania getry i bluzka z dł. rękawem. Z pewnością wszystko zależy gdzie  i w jakim czasie się wybieramy. Taką samą ilość (prawie)  ubrań zabrałam dla syna: dwie pary spodenek kolarskich, dwie koszulki kolarskie, dwie bawełniane, spodenki zwykle jedne, do spania dresy, aaaa i zabralam polary - ale nie potrzebnie :))))))

Sama jazda z moim synem należała do tych nielicznych cudownych, gdzie nic nas nie ograniczało, no jedynie tyle aby dojechać przed zmrokiem tam gdzie mieliśmy spać.
Jestem pełna podziwu, że dał radę. Mimo, że dopiero co wrócił ze zgrupowania kolarskiego, chciał mocno od razu wyruszać na naszą wyprawę (tam dzienne dystanse były do 20 km max). Więc kiedy przejechał 97 km pierwszego dnia byłam pewna, że padnie i pójdzie spać - ale stało się inaczej. Oczywiście, że były chwile zmęczenia i nie chciał jechać - wtedy proponowałam porządny odpoczynek, czekoladę, colę, posiedzieliśmy w cieniu, porozmawialiśmy i było już dobrze.
Drogi jakimi się poruszaliśmy to były tylko asfalty - na te 368 km chyba tylko około 10 km to była polna droga, a 8 km drogi wojewódzkiej gdzie tiry chciały nas zabić.
Ostatni etap naszej jazdy to niedzielny odcinek Swornegacie - Brusy. Poprzednią noc i dzień Patryka bolało ucho i miał gorączkę, zrobił się wysięk i nie było wesoło - dlatego w Brusach zdecydowałam, że ostatnie kilkadziesiąt km przejedziemy pociągiem, dzięki Jackowi znałam godziny odjazdu (net mi padł w telefonie, a i bateria też już ledwo zipała). Potem prosto z dworca pojechałam z synem do pani doktor Oli (mam to szczęście)  - diagnoza: ropne zapalenie ucha, antybiotyk na 10 dni.
Oprócz tego nie fajnego zakończenia - cały tydzień był dla nas cudownym czasem. Non stop ze sobą, 24h/dobę, gadaliśmy i gadaliśmy, albo milczeliśmy będąc obok siebie. Dowiedziałam się bardzo wielu nowych rzeczy o własnym dziecku, zauważyłam to czego zwykle, nacodzień nie widzimy - przez ten tydzień mam wrażenie, że Patryk dorósł i stal się starszy, bardziej odpowiedzialny, przewidujący, wie jakie działania przyniosą jaki skutek, nie marudził,  nie złościł się - jak coś szlo nie tak - mówił o tym wprost: " mamo, ja nie dam rady, robimy przerwę", a nie wydzierał się i nie rzucał rowerem "bo on dalej nie jedzie i koniec". Podobnie przy rozbijaniu namiotu czy tez pakowaniu - nie musiałam go instruować, prosić - wiedział, co ma robić. ehhh wspaniały czas za nami :)

Cóż mogę powiedzieć więcej ? Spróbujcie !!!!

Trochę zdjęć
TRASA


Kategoria Różności


  • DST 10.18km
  • Czas 01:36
  • VAVG 9:25min/km
  • Aktywność Nordic Walking

Trzeba mnie pić do dna

Piątek, 25 października 2013 · dodano: 25.10.2013 | Komentarze 0

...
Moja trasa piesza z kijami - w życiu bym nie uwierzyła, że będę uprawiać nordic cośtam :)

...


Kategoria Różności


Dlaczego u mnie nie ma śniegowego wpisu jeszcze ??????

Środa, 1 lutego 2012 · dodano: 01.02.2012 | Komentarze 4

...
Bo się kurna jeszcze nie wybrałam na rower, z powodów oczywistych.

A tego se posłuchajcie na "fulla" :P


Jak dla mnie THE BEST i coś tam jeszcze.
Taki mam nastrój już.
Wqurf zajebiaszczy bo nie śmigam - rekompensuję muzyką. Co? Nie pasuje komuś??

Nooo.

Ja Wam jeszcze pokażę (albo nie :P)- może w sobotę...? A jak przymarznę ?

No.I to moje opowiadanie czas jakoś przywrócić do życia trzeba byłoby.

dobra. idę. to narazie.
...


Kategoria Różności


Coś się kończy coś zaczyna 3

Wtorek, 13 grudnia 2011 · dodano: 13.12.2011 | Komentarze 8

...
Na jak długo? Na zbyt długo.

Proza życia codziennego nie pozwalała na zaprzątanie myśli ostatnimi wydarzeniami, w firmie było dość zajęć i trzeba było skupić się nad projektem. Czekała na termin wyjazdu. Skandynawia - dawno tam nie była, camper, codziennie inne miejsce, istny survival - wspomnienia na chwilę oderwały ją od rzeczywistości. Jak będzie tym razem? To się okaże już niedługo. Oby tylko nie musiała tam jechać z tą nudną Lolą.

Kolejne dni nie przyniosły nic dobrego - jedynie fakt iż wraca do Bergen - pozwalał na pojawienie się uśmiechu na jej twarzy. Tak powrót do Bergen , na swój Preikestolen - klif  położony nad Lysefjordem był lekarstwem na wszystko. Aby  dotrzeć do niego czeka ją najpierw dwugodzinny spacer po dość kamienistej, a miejscami stromej, wiodącej nad przepaścią drogi - ale ona to kocha i już nic nie stoi na przeszkodzie aby znów mogła tam być.

Nastał piątek, wsiadła do auta, zrobiło się od razu przyjemniej, uruchomiła wóz, włączyła swoją przedpotopową empetrójkę z ulubionymi nagraniami i ruszyła w drogę... tak, przy tym odpoczywała, prowadząc samochód odprężała sie, całe napięcie i stres ulatniał się wraz z tym co ulatywało z rury wydechowej...

...




Coś się kończy coś zaczyna 2

Poniedziałek, 12 grudnia 2011 · dodano: 12.12.2011 | Komentarze 4

...
Jakieś wnioski? Spostrzeżenia? Wrażenia?
A może decyzje ??
Są.
Jakie ?

Wnioski pozostawmy na koniec, spostrzeżenia są budujące, wrażenia zajebiste, a decyzje zapadły właściwe.
To tak pokrótce.

Kolejny poranek przyniósł nieco nerwową atmosferę, ale łyk gorącej kawy złagodził napięcie.
Wtuleni w siebie, próbują odgonić myśli, że to jednak nie początek weekendu ale jego definitywny koniec.
Już nie towarzyszy im muzyka tylko suche fakty ostatniej doby: na jednej z ulic o mało nie doszło do tragiedii - jednak chłodna i błyskawiczna ocena sytuacji oraz przytomność umysłu Pani X pozwoliło uniknąć zderzenia aut - a mówią, że kobiety nie potrafią prowadzić.

Kawa się kończy, czas ucieka, patrzą na siebie, czegoś pragną, czy już tęsknią? Żałują czegoś ? Wrócą tu ?
Czas wyjść, delikatny pocałunek musi wystarczyć. Na jak długo ?

...




  • DST 14.51km
  • Czas 00:50
  • VAVG 17.41km/h
  • Sprzęt Moja "Lady"
  • Aktywność Jazda na rowerze

Coś się kończy coś zaczyna

Środa, 7 grudnia 2011 · dodano: 07.12.2011 | Komentarze 5

...
Podwójne martini, Queen w tle, złoty sześćdziesiąt na liczniku, oni oboje wtórują Freddy'emu w jego największych przebojach. Potem spokojna noc otula ich ciała i układa do snu. Poranek dłuuugi i bardzo przyjemny, śniadanie do poduszki prawie, potem obiad wjeżdża na stół. Leniwe popołudnie, jednak nie pozbawione intensywnych dyskusji. Muzyka dotrzymuje im towarzystwa non stop. Mija kolejna noc wykorzystana na totalną regenerację. Jakieś wnioski? Spostrzeżenia? Wrażenia?
A może decyzje ??
Są.
Jakie ?


&feature=player_embedded
...




To miejsce nie jest dla mnie.

Środa, 15 czerwca 2011 · dodano: 15.06.2011 | Komentarze 4

...
Oby te słowa nie okazały się złowieszcze...
Mam humor do d*py. Jedyne co mnie dziś wewnątrz uspakaja oprócz DM to on:

&feature=player_embedded


Kategoria Różności


To foto musicie zobaczyć :))))

Czwartek, 21 kwietnia 2011 · dodano: 21.04.2011 | Komentarze 22

...
Potem było już tylko głębiej...
ehhh będę wspominać to SPA


Słynny lot w piekło :) - zażywanie kąpieli błotnej podczas maratonu :) © emo


Kategoria Różności