Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi emonika z miasteczka Kościerzyna . Mam przejechane 39920.29 kilometrów w tym 7385.39 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.05 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 1445 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy emonika.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

RnO

Dystans całkowity:1427.34 km (w terenie 556.01 km; 38.95%)
Czas w ruchu:40:23
Średnia prędkość:17.64 km/h
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:101.95 km i 6h 43m
Więcej statystyk
  • DST 140.00km
  • Teren 100.00km
  • Sprzęt Moja "Lady"
  • Aktywność Jazda na rowerze

Harpagan 43 Czarna Woda

Wtorek, 24 kwietnia 2012 · dodano: 24.04.2012 | Komentarze 9


Nie ma co pisać za wiele. Było jak zwykle zajeb.... tzn fajnie było.
Wyjechałam w piątkowe popołudnie, piękna pogoda - iście wiosenna, słońce przygrzewało przez szyby MOJEGO NOWEGO GOLFA DWÓJKI = MNG2:D, ptaki śpiewały przepięknie (tzn ja ich nie słyszałam jadąc moim nowym golfem „dwójkom”, ale śpiewały – zapewniam Was), wiaterek lekko smyrał boczne lustereczka, które chybotały się lekkuchno. Nie zapodałam se żadnej muzy bo jakieś debile włamały się do MNG2 po 9 godzinach od zakupu i zapierdo.... tzn ukradli radio i półkę tylną z głośnikami, ale co tam – odpoczywałam zerkając we wsteczne lusterko na moją Lady rozłożyście rozłożoną na tyłach MNG2 :D

Nom.

Więc, dojechałam do BAZY, zaparkowałam, udałam się w kierunku sali gimnastycznej pozabierawszy ze sobą śpiwór i karimatę coby se znaleźć dobre legowisko. Znalazłam – a jakże – znów na antresoli (potem się okazało że to zbawienne bo mnie szczury nie dopadły przynajmniej). „Pozjechali” się znajomi i znajome, zrobiłam „rozeznanie”terenu (do stołówki trza było iść poprzez dwór (brrr). Po rozeznaniu swoich bagaży okazało się, że do śniadania nazajutrz to ja nie byłam przygotowana nic a nic... hm. Ale przecież Harpagan to jedna wielka rodzina :) i się łyżka znalazła :P

Rano.... kuźwa jakoś tak nieco chaotycznie było, zero stresu czy cóś. Mało co nie spóźniłam się na start. W przechowalni rowerów nadano mi numer: „o Pani 667 przyszła!” - przy okazji pozdrawiam całe grono Wolontariuszy z tego zimnego namiotu ;)
Dobra – więc tak, rano spotkałam Asię i Marcina – na boisko wpadłam jako ostatnia chyba, dorwałam mapę i zamiast OBMYŚLAĆ trasę, zwinęłam mapę i poszłam ich szukać. Po udanych poszukiwaniach stwierdziliśmy, że pośmigamy razem (przynajmniej początek trasy).
PK11 cel number łan, szybko łatwo i przyjemnie, wracamy tą samą trasą kierując się na PK17. Na rozstaju dróg (noooo jak to brzmi :D), tuż za Cieciorką dochodzą mnie głosy: „tam jest Monika” - zerkam - mija nas trzech rowerzystów, ni cholery nie jestem w stanie dojrzeć któż to mógł być. Zatem – jademy dalej. Zaczyna padać, lać w sumie. Fak ! No kurna jego mać – nigdy jeszcze nie jechałam w deszczu na Harpaganie. Przecinamy krajówkę na wysokości Bytoni i szybko lokalizujemy PK 17. Później PK9 – fajne miejsce przy jeziorze między Iwicznem a Czarnym. Między PK9 a PK15 przekraczamy Wdę (mostem mostem oczywista oczywistość – ja tam nie wiem gdzie inni się szlajali.... a …. to nie tu tylko przy PK14 chyba). No a na te czternastkę to „jechalim” przecinkami - całkiem przyzwoite nawet no no. Ale, ale za PK14 to już mi nie było wesoło. Piach, piaseczek, piasek – kuźwa no ! Non stop. Noooo i nawigowałam na PK16 – zostałyśmy we dwie z Aśką. Po drodze spotkałam kolegę z Białymi Oponami na zajefajnym „Specjalu” (teraz już wiem kogo :P) ChrisEm'a. Po krótkiej wymianie zdań (oczywiście chrisEM mnie znał – ja jego nie), każdy śmiga swoim tempem. Moja nawigacja nieco zawiodła i owszem trafiłyśmy na szosę, tyle że nie tam gdzie trzeba. Skutkiem tego było łażenie po żeremi bobrowej, dość szerokiej, Bóg mi świadkiem, że jeśli bym trafiła na coś takiego na samotnym rajdzie za chiny ruskie nie wlazłabym na to, nie wspominając o pokonaniu całej szerokości.
Dotarłszy w końcu z mokrymi stopami na szesnastkę, zostawiam Aśkę i zapierniczam na szóstkę (choć w zamyśle wpierw był PK10). Licznik mi nie działa, nie wiem jakim cudem ja trafiałam na te punkty, potem celowałam już na dwunastkę, ale mnie wzięło jakoś tak na Fojutowo i zawróciłam z trasy, PK18 zaliczone w pięknym stylu :P Chcecie zobaczyć ?
Proszę:

&context=C4b36f2bADvjVQa1PpcFNaltzpSjdSQ71SEFF9eC-TJ8J-Sq71h-w=

No i kogo spotykam kiedy już wracam z PK18?? No ? Kogo? Kolegę z Białymi Oponami :D ChrisEM śmiga na PK12, ja odpuszczam bo mam stracha, że nie zdążę na metę. Wystrzelił jak z procy - o dziwo nie prosto przecinając krajówkę, tylko szosą w stronę Czerska – czyli tam którędy ja planowałam swój spokojny powrót do bazy. No to se kręcę tą szosą i stwierdzam, że istotnie Chris wystrzelił jak z procy – ale ja go doganiam :) Ooooo jak miło. Kiedy jednak kolega z Białymi Oponami zjeżdża z szosy na te wstrętną, piaszczystą drogę – uznaję, że nie ma takiej siły coby mnie zmusiła abym i ja tam skręciła. No cóż – ale kiedy dotarłam do miejsca, w którym musiałabym opuścić ten piękny, gładki asfalt i kiedy zobaczyłam Jego sylwetkę na horyzoncie (kuuuużwa jak to brzmi :D), to pomyślałam: kto nie ryzykuje ten nic nie ma. I śmignęłam za nim. W Dębkach już jechaliśmy równym tempem.
Nie żałuję, że zjechałam z tego asfaltu wtedy. Trafiliśmy razem na PK12, potem przez Będźmierowice i Łąg prosto do Czarnej Wody, do Bazy – godzinę przed czasem. Nie zaliczyłabym dwunastki jadąc sama.
Dzięki :)

Oddałam rower do przechowalni (ooooo Pani 667 przyszła!), poszłam wziąć prysznic (lodowaty rzecz jasna), ale spotkałam tam Gośkę i podczas konwersacji jakoś zniosłam te niskie temperatury. I co zrobiłam potem ..?
Zasnęłam.
Oczywiście.
Spałam może 2h, może więcej. W końcu z wielkim trudem wstałam, spakowałam się, zaniosłam rzeczy do MNG2, odebrałam rower z przechowalni (już nikt nic nie mówił, ani ja nie musiałam mówić tylko mój rower wyprowadzono ze „stajni”), zapakowałam wszystko, odpaliłam i... (chciałoby się powiedzieć: udałam się na wielki zlot golfiarzy do Borska buahahahahahahahah) pojechałam w ciemną noc, przez Kaliska i Cieciorkę do domu.

Harpagan 43 – miał być moim sprawdzianem. Ale nie był.
Może jesienią. A może już 19 maja...

Nie żałuję ani minuty podczas minionego weekendu, żałuję tylko, że czas nie jest dla nas tak łaskawy i tam gdzie jest nam dobrze mija on o wiele za szybko.

Dziękuję rowerzyście co mi pomógł na żeremi bobrowej i dziękuję Ci ChrisEm za PK12 :)


Harp 43 © emo


Harpagan 43 czarna woda © emo


Lady na Harpie © emo


Harpagan 43 meta © emo


Kategoria RnO, Zawody


  • DST 125.00km
  • Teren 70.00km
  • Sprzęt Moja "Lady"
  • Aktywność Jazda na rowerze

Harpagan 42 Elbląg

Sobota, 15 października 2011 · dodano: 19.10.2011 | Komentarze 11

...
A więc tak - rok czekałam na niego. I się doczekałam.
Wyjazd z Marcinem w piątek po południu - po raz pierwszy z nocowaniem w bazie (to jest dopiero hardkor).
Spanie na twardej podłodze na balkonie sali gimnastycznej oraz padający całą noc deszcz, bębniący o dach dość skutecznie wybudzał mnie ze snu. Mimo to ponownie zasypiałam z nadzieją, że rano nie będzie padać. I tak też było. Po smakowitym śniadaniu udaliśmy się po nasze rowerki.
W kolejce do przechowalni spotykam Kosmę i Darka (bardzo miło, ale bardzo krótko – zamieniliśmy zaledwie kilka zdań), wyjście na boisko, rozdanie map i... nie – wcale nie start, ani wcale nie debata jak jechać – tylko zaczęły się poszukiwania Marcina. On pewnie szukał mnie tak samo intensywnie jak ja jego – w końcu udało się nam siebie nawzajem zlokalizować.
A więc – start: uderzamy na PK19. Wyjazd z miasta sporą grupą, ludzie udają się w różnych kierunkach.
Punkt "prawie" w mieście, a ja już wiedziałam, że będzie caaałkiem ekstremalnie. Moja Lejdi pewnie też – poczuła to na własnych szprychach. BŁOTO. To słowo będzie się przewijać przez większość mojej relacji – jestem zresztą pewna, żę nie tylko mojej.

Dziewiętnastka zdobyta – całkiem sprawnie. Dojeżdżając do niej już wiemy, że wracamy tą samą drogą i kierujemy się na północ na PK8 i tak oto dojazd do ósemki okazuje się apogeum "błotowiska" (teraz tak mogę powiedzieć – bo nigdzie więcej później (ani nigdy wcześniej) nie spotkałam CZEGOŚ takiego), jadę, jadę, jadę, nie wywalam się, kręcę, młóce wręcz byleby utrzymać pion i nie wyrżnąć się w te błotniste kałuże. Niewiem jakim cudem udaje mi się przebrnąć przez to COŚ z tyłkiem na siodełku. No tak, ale niestety trzeba też wrócić, tą samą błotnistą aleją do szosy, ehhh no cóż.. ktoś mówił, że będzie lekko? Powrót na szosę męczący, ale jej widok bezcenny :P Poza tym okazuje się, że już tam byłam w zasięgu wzroku Niewe (o czym Niewe jeszcze niewiedział, ja też nie).

Harpagan42 po błotnym SPA już po drugim pkt © emo


Po krótkiej sesji zdjęciowej, pomykamy dalej (szosą :D) na północ w kierunku PK15 – nie mając pojęcia co tam się będzie działo. W wąwozie spotykam Bartmikę poczym zaliczam przepiękną glebę – biorę ją ślizgiem na błotnistym podłożu.

Harpagan42 - czerwony szlak gdzieś w okolicy Próchnika © emo


Skaczemy przez rzeczki, rowerki fruwają i naszym oczom ukazuje się przezajebiste podejście. Nie jestem w stanie tego pokonać, ledwo idę i niewiedzieć czemu Lejdi jakoś ciągnie mnie w zupełnie odwrotną stronę, czyli w dół. Marcin bierze zatem ją w obroty i migiem jest już u góry z dwoma rowerami, a ja ? Idę, idę idę, człapię w sumie. No i się doczłapałam. Zanim zlokalizowaliśmy (?) PK15 minęło jeszcze sporo czasu. W końcu nam się udało. I tam też dokonuje się skrzyżowanie spojrzeń mojego i Niewe'go.

Harpagan42 PK15 © emo


Zapomniałam dodać, że w sumie to nie było aż TAKIEGO błota w okolicy PK15.
Kolejny nasz cel PK16 – nawigacyjnie łatwo i "bezbłotnie", na punkcie wspaniały widok.
Harpagan 42 Tolkmicko © emo


I tam też dowiedziałam się, że jestem piątą kobietą odwiedzającą ten pkt.
KSR i HARP42 PK15 © emo

Harpagan 42 PK15.. tylko ja byłam taka błotnista © emo


Potem też szosowo do Tolkmicka na PK20. Marcin miał chyba inny plan – ale albo mój urok osobisty, albo siła perswazji przekonała go, że mój pomysł to dobry pomysł :)
Droga prowadziła przepięknym, nowo położonym asfaltem wzdłuż torów tuż przy plaży i nagle, ni z tego ni z owego asfalt się skończył i rowerki zanurzyły się po piasty w czymś... Norrrrrmalnie standard co nie? Powinniśmy być już przyzwyczajeni, że harpagan w Elblągu to "błotne spa".
Sam pkt był położony na plaży. Fajnie tam było. Po drodze udało mi się zdjąć ochraniacze z butów – pomiędzy butkiem a ochraniaczem właśnie miałam 4 cm "zaprawy" – poczułam się wyjątkowo lekka :P A na punkcie było naprawdę plażowo.

harpagan 42 PK 20 © emo

harpagan 42 PK20 © emo


Wróciliśmy do Tolkmicka. Teraz wiem, że mogliśmy się nieco zastanowić na PK20 co dalej, no ale już byliśmy praktycznie w drodze powrotnej więc trzeba było obrać jakąś inną strategię niż dotarcie na PK10.
Zatem śmigamy na PK17. Szosowo, potem oczywiście w błocie, docieramy na punkt. Stamtąd migiem (?) śmigamy na Kwietnik, tzn do Kwietnika – tam punkt dość łatwy nawigacyjnie. Kolejny cel to PK18. Dłuży mi się droga jak jasna cholera. Dojazd to jeszcze jako tako, ale powrót z punktu do szosy to już ponad moje siły. Jednak kiedy koła mojej Lejdi dotykają twardego, PŁASKIEGO asfaltu wstępują we mnie jakieś diabelskie (?) siły i gnamy ile sił fabryka dała do miasta Elbląg, aby jeszcze zdążyć zaliczyć PK5. Udaje się nam.

Najniższy pkt w Polsce ileś tam p.p.m. © emo


Powrót do bazy spokojnym tempem. Jesteśmy 30 min przed jej zamknięciem.
Udało mi się poprawić wynik sprzed roku. I oto mi między innymi chodziło.
A biorąc pod uwagę poziom trudności tej edycji harpagana sama sobie pogratulowałam niezłej lokaty. A fakt iż cały dzień spędziłam tak jak uwielbiam powodował poprawienie mojego nastroju.. 15 października na długo pozostanie w mojej pamięci (tzn na zawsze w sumie) :).

Byłam trzecia na 40 kobiet. 74 na 361 startujących. Marcin był 71 (szybciej się "czipował).

Kiedy już leżałam w moim legowisku niemając nawet ochoty na browca... zadzwonił telefon. Po kilku minutach już byliśmy na dole i dzielilismy się wrażeniami z przeżytego dnia z Marchosem i Turystą :) Bardzo miło, że Marchos zadzwonił do mnie – inaczej byśmy się nie spotkali. A tak przynajmiej pogadaliśmy choć chwile.

Potem poszłam spać. Obudziłam się na oficjalne zakończenie. Później pakowanie i jazda do domu.

Nie żałuję niczego. Jak dla mnie był to najtrudniejszy harpagan. Mój szósty start – ale czegoś takiego to ja jeszcze nie przeżyłam nigdy. I bardzo dobrze. Mi się podobało. Chcę jeszcze :D

P.S. Pozdrawiam serdecznie Michała ;) oraz wszystkich tych których spotkałam.

ZDJĘCIA
...


Kategoria RnO, Zawody


  • DST 76.00km
  • Teren 76.00km
  • Sprzęt Moja "Lady"
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jesienny Tułacz 2011

Sobota, 1 października 2011 · dodano: 05.10.2011 | Komentarze 7

...
Kilka słów wyjaśnień...
Tak - zgadzam się z Wami - dłuugo mnie tu nie było. Dlaczego ?
Jeszcze nie znam odpowiedzi. Fakt jest taki, że odkąd wróciłam do pracy po tak długiej przerwie trudno mi "zorganizować sobie życie na nowo" :)
Jednak powoli wychodzę na prostą.
Czego dowodem może być to iż zdecydowałam się na nocny rajd na orientację.
To co do tej pory robiłam na harpie ma się nijak do tego co się działo w nocy na Tułaczu :P Nie da się opisać. No ale po kolei.

Wyruszamy we troje: eMeneMsy czyli Monia, Monia i Marcin, w sobotnie popołudnie do Wejherowa.
Rejestracja i przebieranki, przygotowanie rowerów i ... nadchodzi nasz czas startu. GODZINA 22.15.
Wyruszamy na północ, potem odbijamy na północy wschód, odnajdujemy pkt1, wcześniej plącząc się między drogami i znajdując pkt stowarzyszone, na które nie dajemy się nabrać, spotykamy też rowery pozostawione sobie w krzaczorach, a potem po kilkudziesięciu minutach, gdzieś hen, hen za górkami spotykamy rowerzystów co tych swoich rowerków szukali...
Pkt2 też jakoś nie trudno było znaleźć, ale to co się działo na pkt3 przechodziło najśmielsze oczekiwania nas wszystkich. Kilka zespołów latało po lesie i szukało tej "trójki", trwało to dość długo i nikt nic nie znalazł.
Na domiar złego, nie dość, że nic nie znaleźliśmy to jeszcze "zgubiliśmy", tzn nie ja ani nie Monia, ale zgubił się Marcin i jakiś Jarek. Więc w nocy, w lesie słychać było chwilami wrzask: Maaaaaaaarcin, Jaaaarek... ehh było wesoło :)
Odnaleźli się chłopcy i pomknęliśmy zrezygnowani na "czwórkę".
Pchaliśmy te nasze aluminionwe rumaki po ciemnej leśnej ścieżce kiedy spotkaliśmy dwóch innych tułaczy - po wspólnych obliczeniach i dyskusjach udało się nam chyba jednak trafić na pkt3 - gdy tylko ujrzeliśmy punkt - euforia nasza sięgała zenitu. Potem już "biegiem" na pkt4.
Jednak na pkt5 zrobiło się spore zamieszanie. Może to zmęczenie, może zniecierpliwienie. Postanowiliśmy udać się już do bazy.

Trochę się przespaliśmy aby doczekać oficjalnego zakończenia.
Oczywiście wyniki były dostępne już w bazie.. i okazało się, że ta "słynna" nasza trójka to nie był właściwy pkt.
Pamiętam tę radość, jak bardzo się wtedy cieszyliśmy, że nawet do głowy nam nie przyszło pomierzyć tego dokładniej. No ale cóż - na tym polega całą zabawa :) No i piątka to już totalny nasz błąd, nasze lenistwo - szkoda gadać :)

Na 16 zespołów zajęliśmy 14 miejsce - jak dla mnie to nieistotne - nie zapomnę tej nocy do końca życia - tak samo jak mojego pierwszego Harpagana i będę do niej wracać z sentymentem.

Jedno wiem napewno, że na Wiosennego Tułacza NIE zabiorę roweru.
Tułacz to świetna impreza, ale ja rower sobie daruję w tym wypadku.
Podczas tej nocnej tułaczki zrobiłam zaledwie 30 km, a do bazy zjechałam o 6 rano. Więcej pchałam rower i wciągałam go i więcej z niego spadałam niż na nim siedziałam, ale i tak było świetnie.

Serdeczne dzięki dla Moni i Marcina.

Do zobaczenia na Harpaganie !

Jezienny Tułacz edycja moja pierwsza :P © emo


Więcej zdjęć tutaj.
...


Kategoria RnO


  • DST 155.00km
  • Teren 115.00km
  • Czas 09:00
  • VAVG 17.22km/h
  • Sprzęt Moja "Lady"
  • Aktywność Jazda na rowerze

Harpagan 2010 Kościerzyna

Sobota, 16 października 2010 · dodano: 17.10.2010 | Komentarze 5

No i już po. Tak czekałam, cały okrągły rok. Jubileuszowy Harpagan za mną. Po raz pierwszy w moim mieście. Start z rynku. W piątkowy wieczór poszłam zobaczyć jak wyruszają w ciemną noc piechurzy.
Poszli - a ja poszłam spać.
Sobota rano - kościerski rynek nie widział jeszcze tylu rowerzystów.
Nie padało i nie było tak bardzo zimno jak rok temu w Redzie.
Wyruszyliśmy. Na południe, PK9 łatwy nawigacyjnie (choć nigdy tam nie byłam), już nie tak ciemno kiedy wjeżdżamy do Juszek, dalej dobrze znaną nam trasą jedziemy w kier. Gołunia, zaliczamy bardzo prosty PK13, wracamy asfaltem (miałam opony 1,5 !). W okolicach Szludronu niemiłosierne piachy dają mi nieźle w kość (w tym momencie żałowałam że mam te oponki, a nie inne). Jednak sporo nadrabiałam jadąc bardziej utwardzoną drogą, nie wspominając o szosie :)
Jeśli chodzi o PK16 wiedziałam doskonale czego się można tam spodziewać, wiedziałam też, że trzeba tam wjechać od strony południowej – czyli na cypel. Półtora roku temu jakoś “zapomniałam”, że opis tego punktu wyraźnie mówi ”cypel” i niestety nie odbyło się bez wchodzenia do wody. Z szesnastki pojechaliśmy na PK19, liczyłam po cichu, że uda się jeszcze pojechać na dwa punkty, jednak czas naglił. W Gostomiu stwierdziliśmy, że ja jadę do bazy, a Jarek postara się jeszcze zaliczyć PK15. Rozstaliśmy się.
Jednak nici z naszych planów. Złapałam gumę, a zapasowe dętki miał właśnie Jarek.
Zdawałoby się, że po przejechaniu tylu kilometrów już nic się nie przytrafi, a jednak los zadecydował inaczej. Zrobiło się zimno i ciemno.
Strasznie się bałam, że nie zdążymy na czas.
Zawsze powtarzam, “że nie po to pracuję cały dzień na te punkty”, żeby przez jakiś głupi błąd je stracić (głupi błąd – czyt. spóźnienie). Dotarliśmy na metę 10 minut przed czasem.

Rezultat: odnalezione 11 PK o wadze 34pkt, za sobą 155km. Mój rekord z 2009 r - to 8 PK.

Dziś mogę powiedzieć, że był to dla mnie morderczy rajd. Oczywiście nie żałuję, ale mój organizm “zapłaci” mi za to jak go wczoraj potraktowałam. Dobrze, że dziś niedziela i mogę odpocząć. No i oczywiście już odliczam dni do kolejnego Harpagana !

Więcej zdjęć tutaj


40 Harpagan Kościerzyna 2010 © emo

40 Harpagan Kościerzyna 2010 - widok na j.Mausz © emo

40 Harpagan Kościerzyna 2010 - rowerki ubrane w dziwne dodatki ;) © emo


Kategoria RnO


  • DST 109.00km
  • Teren 109.00km
  • Czas 06:00
  • VAVG 18.17km/h
  • Sprzęt Moja "Lady"
  • Aktywność Jazda na rowerze

Harpagan 2009 Reda

Sobota, 17 października 2009 · dodano: 28.01.2010 | Komentarze 0

Tutaj relacja z mojego ostatniego Harpagana ;)

Harpagan Reda 2009 © emo


Kategoria RnO


Harpagan 2008 Sierakowice

Sobota, 18 października 2008 · dodano: 24.01.2010 | Komentarze 0

Od Harpagana (200km/12h) zaczęłam swoją przygodę z rowerem, więc chyba na zawsze pozostanie on w moim kalendarzu, więcej o nim tutaj
A TO moja ostatnia relacja z Harpagana 2009.

Harpagan 36 Sierakowice 2008 © emo


Harpagan 36 Sierakowice 2008 © emo


Kategoria RnO