Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi emonika z miasteczka Kościerzyna . Mam przejechane 39920.29 kilometrów w tym 7385.39 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.05 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 1445 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy emonika.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Rajdy/Trening/Przejażdżki

Dystans całkowity:33959.98 km (w terenie 5541.96 km; 16.32%)
Czas w ruchu:1191:44
Średnia prędkość:20.17 km/h
Maksymalna prędkość:5028.00 km/h
Maks. tętno maksymalne:213 (108 %)
Maks. tętno średnie:192 (92 %)
Suma kalorii:59948 kcal
Liczba aktywności:704
Średnio na aktywność:48.24 km i 2h 26m
Więcej statystyk
  • DST 60.20km
  • Czas 02:16
  • VAVG 26.56km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • HRmax 187
  • HRavg 153 ( 75%)
  • Kalorie 1888kcal
  • Sprzęt Moja "Lady"
  • Aktywność Jazda na rowerze

Będę strzelać do TIRów

Wtorek, 10 maja 2011 · dodano: 10.05.2011 | Komentarze 14

...
Słowo daję, zacznę choćby kamieniami w nich rzucać.
Mam pecha - ewidentnie mam pecha, jak nie kuźwa golfy dwójki to pier*olone TIRy.
Zepchnął mnie do rowu, ciągnik siodłowy 30 cm ode mnie, a naczepa 10 cm i bliżej i bliżej i bliżej, w końcu złapałam pobocze i wylądowałam w rowie.

Nie, nie będę bluźnić i ku*wa przeklinać, nie będę się wku*wiać na pier***onych ***jów, nie będę.
Nie będę klnąć wniebogłosy nawet po tym jak mnie tak samo potraktował drugi kużwa debil, kretyn i imbecyl w wielkim aucie tuż przed końcem treningu.

Żyję, przeżyłam i... i nic nie zmienię. Nikt z nas nic nie zmieni. Nadal będą tacy bezmózgowcy jeździć po naszych drogach.

No, ale zawsze pozostaje mój ukochany.

TEREN ukochany :DDD

...




  • DST 47.00km
  • Czas 01:45
  • VAVG 26.86km/h
  • HRmax 174 ( 86%)
  • HRavg 144 ( 71%)
  • Kalorie 1337kcal
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazd powejherowy :D

Niedziela, 8 maja 2011 · dodano: 08.05.2011 | Komentarze 3

...
Nie chciało mi się - w ogóle mało mi się chce ostatnio czegokolwiek.
Ale wsiadłam na rower. Może i dobrze, że tak późno bo miałam nad sobą przez większą część trasy błękitne niebo i słońce.
Udałam się do Egiertowa potem odbiłam w prawo - po raz pierwszy jechałam tamtą trasą. Wyjechałam na krzyżówce w Małym Klinczu - podsumowując - rewelacja - bardzo dobrze spędzone popołudnie.


Rozjazd - okolice Grabowa © emo




  • DST 25.88km
  • Teren 25.00km
  • Czas 01:33
  • VAVG 16.70km/h
  • HRmax 178 ( 88%)
  • HRavg 136 ( 67%)
  • Kalorie 831kcal
  • Sprzęt Moja "Lady"
  • Aktywność Jazda na rowerze

Podjazdowo - terenowo na Kamienną Górę

Czwartek, 5 maja 2011 · dodano: 05.05.2011 | Komentarze 10

...
Więc dziś podjazdy... były. Oj były.
Ale jak mi się nie chciało to wiem tylko ja sama.
W sumie ok.11 km podjazdów.
Nie miałam siły na więcej (za mało snu czy "cóś"?), pojechałam więc tam:

Szarlota - to jest miejsce... © emo


I tylko ja wiem ile dla mnie znaczy to miejsce:
Moja ulubiona Szarlota... maj 2011 © emo


Miejsce gdzie ja i mój rower to jedność, spójność, miejsce gdzie Lady i ja nabieramy dystansu.. do wszystkiego i wszystkich.
Lady tak samo jak i ja uwielbia to miejsce - Szarlota. © emo


Fajna się pogoda zrobiła wieczorkiem... Jednak czas było wracać.


Na koniec taka mała "ciekawostka", to COŚ było w kasecie ze trzy tygodnie... masakra..


To COŚ wyjęłam z kasety - siedziało tam chyba ze trzy tygodnie... © emo




  • DST 20.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 20.00km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • HRmax 163 ( 80%)
  • HRavg 115 ( 56%)
  • Kalorie 722kcal
  • Sprzęt Moja "Lady"
  • Aktywność Jazda na rowerze

Minimalnie rozjazdowo

Środa, 4 maja 2011 · dodano: 04.05.2011 | Komentarze 8

...
Z powodu nawrotu zimy nie udało mi się dziś więcej pojeździć. Pokręciłam się po mieście, umyłam rower, i pojechałam zobaczyć nasz nowo wyremontowany Rynek. Wszystko byłoby ładnie pięknie gdyby nie jeden dwudziestosiedmioletni debil, który wjechał autem na nową fontannę, po czym wszystko się zapadło pod autem...
Dosłownie kretynizm do kwadratu. Miało to miejsce kilkanaście dni temu - zanim można było w ciepły fajny wieczór posiedzieć przy fontannie w ogródku restauracyjnym np. przy piwie. Nikt tego nie doczekał, bo jakiemuś idiocie zachciało się pojeździć po fontannie.
ehh szkoda słów.


Uszkodzona fontanna na kościeskim Rynku.. a miało być tak ładnie.. © emo

Kościerski Rynek - w sumie nowa fontanna - zdewastowany/a przez bezmózgowca © emo

mogło być tak ładnie - ale jakiś idiota zniszczył to co budowano bardzo długo. © emo


Wróciłam do domu z lekkim niedosytem - miałam inne plany na dzisiejsze przedpołudnie, ale nie zawsze wszystko nam wychodzi, prawda?
W sobotę kolejny maraton, czasu brak na jazdę efektywną. Zobaczymy jak to bedzie ze mną.


I coś co mi się dziś baaaardzo spodobało, oj bardzo :D





  • DST 55.00km
  • Czas 02:37
  • VAVG 21.02km/h
  • Sprzęt Moja "Lady"
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wielkopolska - ciąg dalszy i powrót do korzeni :DDD

Niedziela, 1 maja 2011 · dodano: 02.05.2011 | Komentarze 3

...
A więc dalej rowerowa majówka trwa.
W niedzielę pobudka rano, biegiem na pociąg (na dworcu oczywiście prowadziłam rower) i jazda w kierunku Piły. Podróż mijała bardzo wesoło – mnóstwo rowerzystów, każdy ze swoim "planem działania" na nadchodzący dzień. Pogoda niestety nieco gorsza niż w sobotę. Ale nie było tragicznie, nie padało, słońce świeciło. Dotarłam do miejsca mojego startu, wiedziałam, że będzie ciężko - 50 km na północ non stop pod wiatr. Ale co tam – jak zabawa to zabawa.
Wyruszyłam drogą na Koszalin – miejsce docelowe Okonek – korciło mnie aby jednak zahaczyć o Złotów, ale ze względu na dość silny wiatr – odpuściłam. Jechałam z ciężkim plecakiem co mnie bardzo wyczerpało. Tuż za Piłą jadąc sobie spokojnie swoim tempem – nagle o mało co nie wpadłam do rowu ze strachu – "na koło! na koło dawaj!" - krzyknął ktoś nagle i głośno, mijali mnie rowerzyści na szosówkach, oczywiście nie było mowy abym dotrzymała im tempa choć przez chwile. Jeden z nich zwolnił – trochę pogadaliśmy – okazało się, że byli w Chodzieży na Skandii – teraz przygotowywali się na XC w Więcborku. Odjechali, a ja dalej "człapałam" swoim tempem.
Muszę przyznać, że mimo iż jechałam główną drogą jechało mi się dobrze – nie było żadnych incydentów od strony mijających mnie aut ani tym podobne. Przed Jastrowiem odpoczęłam dłużej trochę. Posiliłam się co nieco. I dalej na drogę nr 11 trzeba było ruszyć. Dotarłam w końcu na teren złotowski, ehh gdyby nie ten wiatr... No ale nic to – minęłam Jastrowie, w Podgajach już byłam "prawie" w domu. Ostatnie 7 km jechałam jeszcze wolniej niż pozostały dystans. Ale jak tylko zobaczyłam wieżę kościoła mojej miejscowości docelowej nacisnęłam mocniej na pedały i niebawem byłam u celu.

Koniec rowerej majówki miał miejsce w stronach, z którymi mam przepiękne wspomnienia z dzieciństwa. Fajnie było tam wrócić i zobaczyć wszystko z innej perspektywy.
Kolejny raz zaplanuję trasę po tych terenach bardziej terenowo.
Cieszę się, że pogoda w miarę była łaskawa, że moje "ferrari" nie sprawiało problemów, że plecak nie wywrócił mnie, że auta mijały mnie z daleka, cieszę się, że w ogóle udało mi to to przejechać.

Coś mi się zaczyna spodobać takie krajoznawcze rowerowanie po Polsce :)))

P.S. Pozdrawiam wszystkich "bajkerów" spotkanych podczas tych dwóch dni :)

Reszta zdjęć tam gdzie wczoraj.




  • DST 76.77km
  • Czas 04:20
  • VAVG 17.72km/h
  • Sprzęt Moja "Lady"
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wielkopolska: poznaniowo, zapoznawczo nawet.

Sobota, 30 kwietnia 2011 · dodano: 02.05.2011 | Komentarze 2

...
W piątkowe popołudnie rozpoczęłam moją tegoroczną majówkę. Pogoda wspaniała (choć w prognozach miała się popsuć). Wsiadłam w pociąg – wieczorem byłam w Poznaniu. Podróż minęła bardzo szybko i ciekawie.
W sobotni słoneczny i ciepły poranek wskoczyłam na rower i pomknęłam pozwiedzać nieco miasto i przy okazji spotkać się z Krzyśkiem. Czułam się rewelacyjnie w przeciwieństwie do mojego rowerku, któremu wyraźnie coś dolegało. Dotarłam na spotkanie, po krótkich "oględzinach" ustaliliśmy, że jednak trzeba znaleźć jakiś serwis rowerowy. Kurde – ale byłam zła. Taki fajny dzień, pogoda super, miałam tyle zobaczyć etc. A tu kurde nie mogę kręcić, tzn. mogę, ale rower wydawał z siebie jakieś dziwne dźwięki i to kręcenie było conajmniej niepokojące. Więc zamiast pojechać za miasto pojechaliśmy do serwisu. Oczywiście jak dojeżdzaliśmy to "dziwne odgłosy" w rowerze ustały. Mimo to jednak powiedziałam o co chodzi (na tyle ile umiałam w ogóle to wyjaśnić), pan z serwisu przejechał się co nieco na mojej Lady, poczym stwierdził że wg niego wszystko jest OK. Potem jednak dodał, że trzeba dokręcić kasetę i korbę, co też uczynił. Wyjechałam stamtąd z duszą na ramieniu. Wiedziałm co mnie czeka kolejnego dnia i za nic w świecie nie miałam zamiru zostać z niesprawnym rowerem gdzieś sama w lesie.

Dalej było juz tylko lepiej, moje "ferrari" nie sprawiało już żadnych problemów. Zwiedziłam miasto, słynną Cytadelę, Maltę. Potem udaliśmy się na Dziewiczą Górę. Wiedziałam, że będzie podjazd. Zastanawiałam się na ile będzie podobnie jak na Wieżycy. Teraz już wiem, że łatwiejsza jest Dziewicza (przynajmniej od tej strony, którą poznałam). Natomiast zjazd już nie był taki lajtowy, "killerowy" raczej – jak to określił Krzysiek. Zjeżdżaliśmy odcinkiem maratonu Murowanej Gośliny – jak dla mnie: istny hadcor. Ale sie nie wywaliłam, co nie znaczy, że zjechałam w pięknym stylu – raczej odwrotnie.

Pogoda podczas tego naszego rowerowania bardzo dopisywała. Było b. słonecznie, ciepło, trochę wiatr przeszkadzał, ale niebyło tak źle. Popołudnie również spędzone na rowerze.
Generalnie bardzo udany dzień. Najbardziej zapamiętałam Cytadelę (zjazdy i podjazdy XC, które więcej ogladałam niż ich "próbowałam"), Maltę (bardzo by się podobało moim chłopcom) no i Dziewiczą Górę :DDDD.
Wieczorem podjechałam na PKP, aby kupić bilet na rano... i o mało co nie zostałam ukarana mandatem za to, że poruszałam się rowerem po terenie dworca. Jednak miła rozmowa i mój urok osobisty (buahahahaha) uchroniły mój portfel przed zeszczupleniem o 100 zł.
W końcu dzień dobiegł końca. Ale to nie koniec moich wędrówek. CDN :)


A tutaj zdjęcia z dwóch dni.

Podróże małe i duże - pierwszy wyjazd mojej Lady na zachód :DD © emo

Emonika, Lady i Cytadela w Poznaniu © emo

Malta © emo




  • DST 52.30km
  • Czas 01:50
  • VAVG 28.53km/h
  • HRmax 192 ( 95%)
  • HRavg 156 ( 77%)
  • Kalorie 1482kcal
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zobaczyłam podjazd i się uśmiechnęłam

Środa, 27 kwietnia 2011 · dodano: 27.04.2011 | Komentarze 13

...
A to już nie jest normalne zupełnie, abym tak reagowała. Zaraz po tej myśli "aalllle fajny podjazd", powiedziałam do siebie(?): "weź się Monika uspokój, przecież Ty nie lubisz podjazdów". No i "zaatakowałam" :-D Nie było tak źle.

Wracałam niby pod wiatr, ale jechało mi się w sumie nawet nieźle - zważywszy na totalną niechęć zanim dosiadłam focusa - nad wyraz przyjemnie było dziś :)))

To by było na tyle. Chyba.

Jednak nie... jeszcze to :DDDD



&feature=related




  • DST 67.76km
  • Teren 20.00km
  • HRmax 180 ( 89%)
  • HRavg 136 ( 67%)
  • Sprzęt Moja "Lady"
  • Aktywność Jazda na rowerze

LechTyskie :DDDDD pomaga !

Poniedziałek, 25 kwietnia 2011 · dodano: 25.04.2011 | Komentarze 4

...
Taaaaaak, mogłam to nawet udowodnić.
Wystarczyło być dziś ze mną na Wieżycy - w sumie u jej stóp. I zobaczyć jak próbuję (po całonocnej zabawie i 2h snu) pokonywać 6 razy podjazd na szczyt Wieżycy - od strony torów (ten dłuższy wjazd). Pięć razy podjechałam tylko szosowo (tj odcinek ok 2km), za szóstym razem coś mnie podkusiło aby prosto z szosy zaliczyć wzjad terenowo na szczyt, do Wieży. Byłam pewna, że padnę tam na pierwszym zakręcie po tych pięciu podjazdach na szosie. Ale o dziwo udało mi się wjechać, a u góry wcale nie byłam na umarciu ;P.
Zmęczona jestem na maxa - ale to dobrze. Cholernie aktywna ta moja ostatnia doba... nocka to "tańce,hualnki, swawole" z LechTyskie'm w tle, a w dzień "hulaj dusza piekła nie ma" po lasach na rowerze.

No ;DD Podobało mi się.
Ale teraz jakoś nie mogę się nic, a nic ruszyć, cosik mnie nóżki bolą.

13.30 km podjazdu; 57 min = 14.14 km/h - wiem, że potraficie lepiej, ale ja się
dopiero rozkęcam :P hihihihi

Tak - ale zawsze musi się coś na konieć spierniczyć. I nigdzie indziej tylko w mieście, na płaskiej DRODZE DLA ROWERÓW, której tutejsze mieszczuchy nie zauważają - wpadłam na jednego "k t o s i a" płci męskiej - bo zanim podjął decyzję, w którą stronę ma się usunąć, moje koło zaparkowało między jego kolanami. Wydarłam się jak nienormalna, że to jest droga dla rowerów i coś tam jeszcze mruczałam pod nosem - a on przeprosił i zwiał.

No dobrze. Czasem tak bywa - już nie będę pisać o tych incydentach.
Wesołego Poświętach ! :))))




  • DST 25.00km
  • Teren 25.00km
  • Sprzęt Moja "Lady"
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wy w kuchni, a ja na rowerze, ha !

Sobota, 23 kwietnia 2011 · dodano: 23.04.2011 | Komentarze 6

...
Wielkosobotnie zamieszanie w kuchni, w sklepach etc mnie nie dotyczyło tym razem.
Zrobiłam co trzeba i wybrałam się z dziećmi do babci. Po wczorajszym treningu nie było mowy abym dziś zrobiła na rowerze cokolwiek innego niż lajtowa wycieczka.
Pogoda wspaniała, trasa dla chłopców trochę wymagająca - ale było bardzo fajnie. Chociaż czasami Mały nagle hamował i twierdził, że nigdzie nie jedzie.
Jednak udało nam się dotrzeć do celu - powrót znacznie łatwiejszy.

Jutro pewnie nie pojeździmy. Poniedziałek należy do mnie :P


wielkosobotnie rowerowanie do babci © emo

wielkosobotnie rowerowanie do babci - trzeba sobie pomoagać co nie ? © emo




  • DST 51.10km
  • Teren 51.10km
  • Czas 02:45
  • VAVG 18.58km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • HRmax 196 ( 97%)
  • HRavg 150 ( 74%)
  • Kalorie 2432kcal
  • Sprzęt Moja "Lady"
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wieżyca 328 m n.p.m.

Piątek, 22 kwietnia 2011 · dodano: 22.04.2011 | Komentarze 4

...
A więc piątkowe popołudnie minęło mi "podjazdowo".
Pojechałam z moim ferrari na dachu astry w kierunku Wieżycy.
Potem dołączył Marcin. Zdążyłam zrobić dwa podjazdy około 8 minutowe zanim był gotów zmierzyć się ze mną na podjeżdzie na sam szczyt. Co tu dużo mówić – jestem zmordowana jak nigdy. Dwa szosowe podjazdy plus dwa terenowe – to był zaledwie początek tego co miało mnie potem spotkać. Po rozstaniu na szczycie z naszymi rodzinkami udaliśmy się w kierunku Ostrzyc – ale drogą jakiej nie znałam. Trasa rewelacyjna – co nie znaczy że łatwa. Ale dziś nie miało być w sumie wcale łatwo. Wspinania było całkiem sporo. Nigdy nie jechałam tymi drogami i wiem już, że napewno tam wrócę. Zjazdy szerokimi szutrami pozwalały rozwinąć prędkość ponad 60 km/h. Oczywiście mi licznik wskazywał zaledwie 55 km/h. Wracaliśmy do domu rowerowo. Nie sądziłam, że pojeździmy dziś tak. Nie żałuję. Było naprawdę nieźle. Jestem bardzo zmęczona – ale po tygodniu pracy – taki wysiłek jest wręcz wskazany.
Może uda mi się narysaować mapkę naszej trasy (choć to wątpliwe) – późnie wrzucę link.

Wiem, że wrócę na te ścieżki.

Tak - wróce jak naprawię bloka co mi się "sam samoczynnie" rozwalił, przekręcił się skubany i nie mogłam się wpiąć, a jak już sie wpięłam to o wypięciu nie było mowy - więc zaliczyłam dziś dwa niekontrolowane zupełnie upadki


Więcej zdjęć w galerii.

Podjazd, podjazd - Wieżyca będzie mi się śniła © emo

całkiem przyjemnie było na górze © emo